Postanowiłeś/aś, że to czas, aby nauczyć się w końcu angielskiego. Zaciekawiły cię te wszystkie możliwości i okazje, które wcześniej omijały cię szerokim łukiem. Wizja dodatkowego zarobku, kontaktów z inną kulturą, czy po prostu możliwość wyjechania za granicę bez stresu, że z nikim się nie dogadamy (albo co gorsza, młodsza osoba będzie musiała nam tłumaczyć!). Tylko co wybrać? Kursy? Szkolenia? Szkoła? Nauka w domu? A może… Wyjazd za granicę! Tak, to jest to, w końcu będziesz obracać się w kulturze ludzi, którzy mówią danym językiem, będziesz słuchać go codziennie i w końcu się nauczysz!
Niestety, dużo osób myśli w ten sposób. Czasami naprawdę to się udaje, ale z autopsji wiem, że bywa z tym różnie. Nie chodzi o to, że sposób ten nie działa, ale wymaga on dwóch podstawowych rzeczy: musisz już znać odrobinę języka, aby nie czuć się jak głuchoniemy, a po drugie wymaga to niemałego samozaparcia, odwagi i czasu. Ktoś cichy i introwertyczny będzie miał o wiele mniej okazji do szlifowania języka od ekstrawertyka. Plusy? Możemy uczyć się efektywniej, bardziej naturalnie i w tempie dostosowanym do nas samych. Minusy, poza tymi przedstawionymi powyżej? Trudniej nam będzie nauczyć się specjalistycznego języka, jeśli nie jesteśmy w branży.
Jednak już postanowione, jedziesz za granicę. Do pracy, do rodziny, do znajomych, nie ma to żadnego znaczenia. Wiesz natomiast, że część czasu na pewno poświęcisz na rozmowę z native speakerami. Świetnie! Na pewno wiele na tym zyskasz. Ale… Jaki kraj wybrać? Wiadomo, że nie pojedziesz do Japonii, aby nauczyć się języka angielskiego od native speakerów. Ale nie jest też tak prosto, jak w przypadku Japońskiego, bo masz kilka krajów do wyboru. W czym rzecz, gdzie różnica?
Najpierw powinno się zastanowić, z jakim językiem angielskim chcemy mieć do czynienia. Albo czy wiążemy swoją przyszłość z jakimś krajem (nie polecam wycieczki do Anglii w celach edukacyjnych, gdy chcemy dzięki temu studiować w USA). Ważnym aspektem też powinno być to, jakich ludzi chcemy spotkać na swojej drodze. Nie ma co ukrywać, ludzie z różnych krajów potrafią zachowywać się całkiem inaczej. Jeśli komuś nie odpowiada „the american way”, to może powinien od razu odrzucić USA jako miejsce docelowe swojej wycieczki edukacyjnej?
Wybieram, Anglia!
Wybór najbardziej „logiczny”, w końcu gdzie uczyć się angielskiego, jak nie w Anglii? Musimy jednak pamiętać, że Anglicy często są niezbyt przychylni do Polaków (zwłaszcza w większych miastach), którzy przybyli na ich wyspę w celach zarobkowych. Natomiast uwielbiają turystów! Zatem nawet jeśli przyjechaliśmy tam do pracy, czasem warto poudawać turystów, aby nie wzbudzać niepotrzebnego entuzjazmu w pubach.
Z miejsc najbardziej przyjaznych obcokrajowcom, zdecydowanie polecam Bristol. Mieszkańcy tego miasta wiodą raczej spokojne i wolne życia, a dodatkowo są bardzo wygadani i lubią rozmawiać z obcymi. A to bardzo rzadko spotykane cechy w Wielkiej Brytanii! Wystarczy wejść do pubu i ktoś na pewno się do nas dosiądzie, zaciekawiony naszą osobą. A wtedy rozmowa potoczy się już sama, a my mamy darmowego nauczyciela na jakiś czas.
A może jednak wolisz szybkie życie, brak czasu na nudę i zastanawianie się którą skarpetę dziś ubrać? Wtedy dobrym wyborem będzie Londyn, tylko należy się zmierzyć z potencjalnymi barierami. Londyńczycy nie są aż tak rozmowni, jak by się mogło wydawać i często będą czuć się dziwnie rozmawiając z obcym, więc możemy mieć problem ze znalezieniem kogoś do pogadanki.
Wybieram, Australia!
Dobry wybór, miastowi Australijczycy słyną ze swojej gadatliwości i otwartości. Co prawda daleko od Polski, ale można nie tylko nauczyć się obcej kultury (i języka), ale także poznać niespotykaną nigdzie indziej florę i faunę. Zoo się nie liczy ;) Australijczycy są bardzo uprzejmi, a będąc w ich kraju, przekonasz się co to znaczy być zmęczony rozmową.
A w tym wszystkim przoduje Sydney. Piękna pogoda, multum turystów oraz rodowici Australijczycy, którzy każdego traktują jak swojego. Dosłownie każdy jest chętny do zamienienia z kimś kilku słów często, stojąc w kolejce po chleb, byłem świadkiem wybuchu poważnej dyskusji na temat tego, czy lepiej kupować mleko w worku, czy w szklanej butelce!
Wybieram, USA!
Stany Zjednoczone wydają się nam drugim „logicznym” wyborem. To one wypromowały język angielski na skalę światową (o czym było mówione w innym artykule) i na pewno przygotują nas na zdanie każdego egzaminu. Pewną zaletą USA jest zróżnicowanie narodu. Praktycznie każdy stan, a nawet czasem każde miasto, ma swój własny styl i kulturę. Będąc w jednym stanie, możemy równie dobrze doświadczyć skrajnej ksenofobii (nie polecam tych miejsc) lub skrajnej otwartości na przejezdnych (te polecam!).
San Francisco jest miejscem, które na pewno uraczy wszystkich ludzi, którzy chcą obcować z kulturą. Miasto okrzyknięte „stolicą” młodych ludzi będzie na pewno dobrym wyborem do spędzenia czasu na wakacjach, w pracy czy na studiach. Miasto jest wiecznie żywe i praktycznie nie daje nam okazji do nudy, a mieszkańcy są bardzo życzliwi i chętnie rozmawiają z obcokrajowcami. American dream w pełnej krasie :)
A może jednak w domu?
Pozostanie w domu daje nam pewno poczucie komfortu, nie jesteśmy zmuszeni do nauki języka, aby funkcjonować. Osobiście, najbardziej polecam Australię z tych trzech krajów, ale tylko ze względu na tamtejszą kuchnię, lecz każdy powinien sam dokonać wyboru zależnie od tego, jaki charakter państwa mu pasuje. Warto wspomnieć także o Kanadzie i RPA, niestety sam tam nigdy nie byłem, zatem nie bardzo mogę się o nich wypowiedzieć. Może ktoś opowie o swoich zagranicznych preferencjach w komentarzach?