Badanie techniczne 2026: drożej, surowiej, z nowymi karami. Co zmieni się dla kierowców w Polsce

Przegląd techniczny przestaje być formalnością. Wystarczy jedna poważna lub niebezpieczna usterka, by diagnosta zakończył badanie negatywnie i zatrzymał dowód elektronicznie.

Badanie techniczne samochodu coraz rzadziej przypomina rutynową wizytę, którą da się „załatwić w pięć minut”. Już teraz wystarczy wykrycie jednej usterki z oficjalnych wykazów, aby diagnosta zakończył przegląd wynikiem negatywnym, enguide.pl  podaje, powołując się na farmer.pl.

W najpoważniejszych sytuacjach może dojść także do zatrzymania dowodu rejestracyjnego, a odbywa się to wyłącznie elektronicznie poprzez wpis w Centralnej Ewidencji Pojazdów. Zapowiadane zmiany na 2026 rok mają jeszcze bardziej podnieść poprzeczkę, bo w grę wchodzą ostrzejsze procedury, wyższe opłaty i nowe kary. Dla kierowców oznacza to jedno: auto trzeba przygotowywać realnie, a nie tylko „na oko”.

W praktyce już dziś system premiuje tych, którzy dbają o stan techniczny, a karze zaniedbania. Kontrola dotyczy elementów kluczowych dla bezpieczeństwa i wpływu pojazdu na środowisko, dlatego lista „punktów zapalnych” jest długa. Co istotne, nawet jeśli samochód wygląda na sprawny, diagnosta ocenia konkretne parametry i działanie układów, a nie wrażenia z jazdy. W tle są też działania wymierzone w fikcyjne przeglądy, które przez lata były problemem w całym kraju. Rok 2026 ma być momentem, w którym takie praktyki będą trudniejsze do ukrycia.

Jak często trzeba robić badanie techniczne i co się zmienia w egzekwowaniu

Zasady terminów pozostają takie same, ale ich przestrzeganie ma być kontrolowane bardziej konsekwentnie. Nowy samochód przechodzi pierwszy przegląd przed upływem trzech lat od pierwszej rejestracji, następny po dwóch latach, a auta starsze niż pięć lat muszą pojawiać się na stacji kontroli co roku. Niezależnie od wieku pojazdu, procedura obejmuje te same kluczowe etapy, a wynik zależy od stwierdzonych usterek. Właśnie dlatego nawet kierowcy, którzy wcześniej nie mieli problemów, mogą odczuć zmianę podejścia. Rygor ma dotyczyć nie tylko tego, co jest sprawdzane, ale także tego, jak dokładnie się to dokumentuje.

Badanie techniczne 2026: drożej, surowiej, z nowymi karami. Co zmieni się dla kierowców w Polsce

Istotny jest też czas badania, bo jego przebieg jest rejestrowany w systemie. Zbyt szybkie „zaliczenie” przeglądu może budzić podejrzenia i generować dodatkowe kontrole. Diagnosta w pierwszej kolejności identyfikuje pojazd, weryfikuje numer VIN i zgodność z danymi w dokumentach. Następnie sprawdzane jest wyposażenie wymagające osobnych procedur, na przykład instalacja LPG. Najważniejsza część dotyczy jednak podzespołów odpowiadających za bezpieczeństwo oraz emisję.

Co dokładnie sprawdza diagnosta na stacji kontroli pojazdów

Kontrola obejmuje m.in. układ kierowniczy, hamulce, zawieszenie, opony i ogumienie, oświetlenie, stan nadwozia, szyby oraz pasy bezpieczeństwa. Oceniany jest także układ wydechowy, poziom hałasu i emisja spalin, co w kolejnych latach ma mieć jeszcze większe znaczenie. Diagnosta zwraca uwagę na luzy, nieszczelności i korozję, bo te elementy realnie wpływają na stabilność i zachowanie auta na drodze. Weryfikowane są również kontrolki systemów bezpieczeństwa, takich jak ABS czy SRS, bo ich świecenie może oznaczać awarię. W praktyce nawet drobiazgi, jeśli wpływają na bezpieczeństwo, potrafią zakończyć się wynikiem negatywnym.

Ważne jest też to, że usterki są klasyfikowane, a od tej klasyfikacji zależy konsekwencja dla kierowcy. Przepisy rozróżniają usterki drobne, poważne oraz niebezpieczne. Już „poważna” wada wystarczy, by przegląd był negatywny, a auto wymagało naprawy i ponownego sprawdzenia. W przypadku usterek „niebezpiecznych” sytuacja jest bardziej stanowcza, bo diagnosta ma obowiązek zatrzymać dowód rejestracyjny w systemie. Oznacza to utratę dopuszczenia do ruchu niezależnie od tego, czy kierowca wozi przy sobie papierowe dokumenty.

Kiedy można stracić dowód rejestracyjny i ile czasu jest na poprawkę

Zatrzymanie dowodu rejestracyjnego od czerwca 2024 roku odbywa się elektronicznie poprzez adnotację w CEP. To rozwiązanie sprawia, że pojazd „znika z ruchu” natychmiast, a kierowca nie ma pola do interpretacji ani do „dokończenia jazdy”. Po negatywnym wyniku właściciel auta ma 14 dni na usunięcie wykrytych usterek i wykonanie badania poprawkowego. Jeśli zmieści się w tym terminie, nie płaci pełnej stawki, tylko opłatę za kontrolę naprawionych elementów. Po przekroczeniu terminu w praktyce rośnie ryzyko pełnych kosztów i dodatkowych komplikacji.

Lista usterek, które mogą wykluczyć auto z ruchu, jest szeroka i obejmuje m.in. problemy z hamulcami, kierownicą, ogumieniem czy konstrukcją nośną. Poważne zagrożenia pojawiają się przy pękniętych przewodach hamulcowych, braku skuteczności hamowania na przynajmniej jednym kole czy ryzyku obluzowania koła podczas jazdy. Do tego dochodzą sytuacje związane z mocnymi pęknięciami elementów nośnych, niebezpiecznymi uszkodzeniami osi oraz przypadkami, gdy spaliny przedostają się do kabiny w stopniu groźnym dla zdrowia. W praktyce diagnosta ocenia nie tylko samą usterkę, ale też jej wpływ na bezpieczeństwo kierowcy i innych uczestników ruchu.

Najczęstsze usterki, które kończą przegląd wynikiem negatywnym

Wśród najczęściej spotykanych problemów, które potrafią „położyć” badanie, pojawiają się nadmierne luzy w połączeniach układu kierowniczego i zużycie sworzni lub łożysk wahaczy. Częstym powodem negatywnego wyniku są też wycieki amortyzatorów i uszkodzenia zawieszenia, bo pogarszają stabilność pojazdu. Kłopotliwe bywają również usterki oświetlenia, zwłaszcza brak wyraźnej granicy światła i cienia świateł mijania, niesprawne światła STOP czy problemy z podświetleniem tablicy rejestracyjnej. Diagnosta zwraca też uwagę na stan szyb, szczególnie jeśli pęknięcie znajduje się w polu widzenia kierowcy. Wiele aut odpada również na oponach, gdy bieżnik nie spełnia wymagań albo ogumienie na osi jest różne.

Nie można zapominać o układzie wydechowym i emisji, bo to obszar, który będzie coraz ostrzej kontrolowany. Przekroczenie dopuszczalnych wartości zanieczyszczeń, nieszczelności wpływające na pomiary lub kody usterek OBD związane z emisją mogą zakończyć się wynikiem negatywnym. Wśród często odnotowywanych problemów są też kontrolki ABS i SRS sygnalizujące awarie systemów bezpieczeństwa. Dla kierowców to jasny sygnał, że „lampka na desce” przestaje być czymś, co da się zignorować do kolejnego serwisu. Przy bardziej rygorystycznych przeglądach takie zaniedbania mogą po prostu wykluczyć auto z ruchu.

2026: obowiązkowe zdjęcia auta, wykrywanie DPF i nowe kary za spóźnienie

Największe zmiany mają wejść w życie od 2026 roku i uderzyć w praktyki, które przez lata pozwalały przechodzić przegląd „na skróty”. Planowane jest obowiązkowe fotografowanie pojazdu na ścieżce diagnostycznej, w tym zdjęcia licznika przebiegu, przodu i tyłu auta oraz obu boków. Ma to ograniczyć fikcyjne przeglądy i sytuacje, w których pieczątka pojawia się bez realnej kontroli. Równolegle stacje mają zostać doposażone w liczniki cząstek stałych, które skuteczniej wykryją usunięty lub niesprawny filtr DPF w dieslach. Bez sprawnego układu oczyszczania spalin pozytywny wynik badania ma być po prostu niemożliwy.

Do tego dochodzą kary za spóźnienie się na przegląd, które według zapowiedzi mają rosnąć wraz z długością opóźnienia. Tydzień po terminie ma oznaczać podwojenie opłaty, trzy tygodnie znaczący wzrost, a po 90 dniach koszt ma sięgnąć poziomu bliskiego kilkuset złotych. To zmienia codzienną praktykę wielu kierowców, którzy do tej pory traktowali termin jako „orientacyjny”. Jednocześnie przewidziano ułatwienie: badanie będzie można wykonać do 30 dni przed końcem ważności poprzedniego przeglądu. W takim wariancie okres ważności ma zostać wydłużony do 13 miesięcy, co ma pomóc w planowaniu i unikaniu nerwowej gonitwy.

Wyższe opłaty i powiązanie stawek z wynagrodzeniami

Równolegle z zaostrzeniem procedur rosną koszty, a to kolejny element, który budzi duże emocje wśród kierowców. Wskazywane są wyższe opłaty za przegląd samochodu osobowego, a drożej ma być także dla motocykli, ciężarówek, przyczep oraz pojazdów z instalacją LPG. Zapowiadane jest również powiązanie stawek ze średnim wynagrodzeniem, co w praktyce oznacza coroczny, automatyczny wzrost kosztów badań. Dla wielu rodzin i firm eksploatujących kilka aut będzie to odczuwalne w budżecie. W efekcie coraz więcej kierowców będzie musiało liczyć się z tym, że utrzymanie auta to nie tylko paliwo i ubezpieczenie, ale też regularny koszt kontroli technicznej.

Wszystko wskazuje na to, że w 2026 roku przegląd techniczny będzie trzeba traktować jak realną weryfikację stanu pojazdu, a nie formalny obowiązek. Najmniejsze zaniedbania w obszarach bezpieczeństwa i emisji mogą skończyć się negatywnym wynikiem, a czasem także utratą dowodu w systemie. To sygnał, że kierowcy powinni wcześniej planować serwis, reagować na kontrolki i nie odkładać napraw „na później”. W nowym modelu „później” może oznaczać już nie tylko koszt, ale i brak możliwości legalnej jazdy.

Udostępnij